Kpt. Tadeusz Matejszczak ps. „Kciuk”

Jerzy Krauze „Gryf”
Podobwód „Morwa”, Skarżysko

Młode lata

gryf1Tadeusz Matejszczak urodził się w Skarżysku 11 czerwca 1924 roku, w dzielnicy Borki. Szkołę powszechną dyr. J. Erbla w Skarżysku ukończył w 1938 r. i podjął naukę w Technikum Mechanicznym w Radomiu. Już od pierwszych klas szkoły powszechnej należał do drużyny Zuchów, a następnie Harcerzy. Przed samą wojną zdobył stopień „Harcerza Orlego”, a harcerzem pozostał do dzisiaj. Jego pełna życia i radości chłopięca postać, zawsze gotowa do niesienia pomocy, rodziła nie tylko serdeczną przyjaźń kolegów ale i powszechną sympatię dorosłych.

Z chwilą wybuchu wojny, we wrześniu 1939 r., pomimo powszechnej ewakuacji mężczyzn, a nawet całych rodzin Skarżyska, Tadeusz pozostaje w mieście. Ponowne uruchomienie w listopadzie 1939 r. radomskiej Szkoły Technicznej mobilizuje go do kontynuacji nauki. Pomimo masowych aresztowań harcerzy w Skarżysku w styczniu 1940 r. Tadeuszowi udaje się pozostać na wolności. W tym też czasie włącza się do konspiracji, aby jednak uniknąć grożącego mu aresztowania ukrywa się pod fikcyjnym nazwiskiem, zmieniając je parokrotnie. Dla zapewnienia bezpieczeństwa, nie był w radomskiej szkole umieszczany w oficjalnych listach uczniów.

W konspiracji

Konspiracyjną działalność rozpoczął Tadeusz w Palcówce Nr 113 Związku Walki Zbrojnej w Skarżysku (dzielnicy Posadaj), której dowódcą był ppor. Kazimierz Miernik ps. „Borsuk”, późniejszy wykładowca w konspiracyjnej Szkole Podchorążych oraz organizator montażu amunicji z wykradanych detali i prochu w firmie „Hasag”1, zarządzającej b. Fabryką Amunicji.

Pod koniec 1941 roku został w Skarżysku zorganizowany Specjalny Pluton Operacyjny, którego powołanie wymusiła potrzeba bezpośredniej walki z okupantem w odwecie za stosowanie wobec mieszkańców miasta represje, jak również dla celów ochrony przed konfidentami, kolaborantami i prowokatorami. A także potrzeba prowadzenia wywiadu wojskowego na dużym węźle komunikacyjnym, jakim było Skarżysko, zdobywania na wrogu broni dla tworzących się oddziałów partyzanckich oraz środków finansowych na utrzymanie struktur podziemnego państwa Polskiego, jak i prowadzenia akcji społeczno-wychowawczych, np. wymierzanie kary chłosty za utrzymywanie kontaktów z zaborcą. Tak właśnie zostały określone zadania Plutonu Specjalnego.

Pierwszym dowódcą tego Plutonu (rozwiniętego później do Referatu II w ramach Podobwodu „Morwa” AK) był ppor. Henryk Grodź ps. „Bryks”, który działalność rozpoczął od organizowania służby wywiadowczej oraz małej dywersji. Pierwszym poważnym zadaniem Plutonu w czerwcu 1943 roku miała być likwidacja Leo Metzy, szefa Kripo w Skarżysku, skazanego w maju 1943 r. wyrokiem polskiego Sądu Wojskowego na karę śmierci za bestialstwa i morderstwa popełnione na Polakach. Akcję tę miała przeprowadzić grupa w składzie: Henryk Grodź, Tadeusz Czaplarski „Schmidt” i Tadeusz Rot „Albin”. Niestety, przygotowujący się do akcji zostali zaskoczeni przez oddział żandarmów niemieckich, z którymi po krótkiej walce zginęli Grodź i Rot. Szczęśliwie ewakuował się z zasadzki Czaplarski, który do końca wojny ukrywał się poza Skarżyskiem, będąc na listach poszukiwanych przez żandarmerię.

Jesienią 1942 roku do rozbudowującego się Plutonu Specjalnego został skierowany Tadeusz Matejszczak, bardzo aktywny w pracach konspiracji, zabiegający o włączenie go do bezpośredniej walki, świeży absolwent konspiracyjnej Szkoły Podoficerskiej w stopniu kaprala.
Po śmierci ppor. Grodzia, dowódcą Ref. II i Plutonu Specjalnego został ppor. Mieczysław Szymański „Szum”. Zginął w pobliżu Skarżyska Książęcego w dniu 27.03.1944 r. w walce z żandarmerią niemiecką. Od tego czasu dowództwo Plutonu objął sierż. Witold Połcik „Grzmot”, a jego zastępcą i dowódcą 1 drużyny został kpr. Matejszczak „Kciuk”, będący już wówczas uznanym bohaterem wielu udanych akcji Plutonu.

Wobec nasilającej się walki z wrogiem Tadeusz przerywa naukę w Radomiu, angażując się całkowicie w realizację coraz niebezpieczniejszych zadań Plutonu, a liczba akcji, w których uczestniczy, staje się coraz dłuższa. Wymieńmy zaledwie kilka, są one szczytem perfekcji konspiracyjnej. Z przydzielonym mu VIS-em, produkcji radomskiej fabryki „Łucznik”, Tadeusz niemal się nie rozstawał i chociaż pistolet ten miał nieco uszkodzony magazynek, w jego rękach był niezawodną bronią. Popisowym numerem Tadeusza było strzelanie „z biodra”, nawet na dalszą odległość, zawsze bez pudła. Jego błyskotliwe akcje odznaczały się nie tylko walecznością, ale natychmiastowymi decyzjami, zawsze słusznymi, które dawały mu przewagę nad wrogiem. Formy walki świadczyły także o jego sarmackiej fantazji.

Akcja na Metzę

Pomimo wydanego w maju 1943 roku wyroku na szefa Kripo w Skarżysku, sprawa jego wykonania nie była łatwą. Pierwsza grupa Plutonu Specjalnego wyznaczona do tego zadania została, jak wspomniano o tym wyżej, rozbita. Metza pokazywał się w miejscach publicznych zawsze z ochroną kilku tajnych pracowników policji niemieckiej, a jego mieszkanie stanowiło pewnego rodzaju fortecę z wejściem obitym pancerną blachą.

Swoją zbrodniczą działalność wobec Polaków, Żydów i Cyganów Metza kontynuował aż do 3 sierpnia 1944 r. W tym dniu, koło południa został zlokalizowany w restauracji p. Gellera przy ul. Piłsudskiego (obecnie 1 Maja). Był to praktycznie ostatni moment na wykonanie wyroku, gdyż Metza wystraszony ofensywą radziecką forsującą brzegi Wisły oczekiwał na pociąg, którym za kilka godzin miał się ewakuować ze Skarżyska.

Doraźnie zebrana przez dowódcę Plutonu Specjalnego, W. Połcika – „Grzmot”, skąpo uzbrojona grupka chłopców, ok. godziny 14.00 otoczyła restaurację, w której biesiadował Metza. Do wykonania wyroku, czyli likwidacji Metzy, wyznaczono Tadeusza Matejszczaka „Kciuka”, najlepszego strzelca w Plutonie, nieomylnie władającego swoim Visem. Osłaniać „Kciuka” w restauracji miał Stanisław Kochanek „Antoniak”. Dowódcą akcji był „Grzmot”, który w odległości kilkunastu metrów od wejścia do restauracji blokował niemieckiego wartownika, pilnującego samochodu ciężarowego stojącego przed księgarnią w sąsiedzkim budynku. Od drugiej strony wejścia do restauracji, w odległości ok. 30 m, przy skrzyżowaniu ul. Piłsudskiego z ul. Staszica, patrolował akcję z tego kierunku Józef Kotlęga – „Błyskawica”. W pojedynkę był praktycznie bez szans, ponieważ na ul. Staszica w odległości ok. 20 m od skrzyżowania z ul. Piłsudskiego parkowały 2 samochody-łaziki: pierwszy z obsadą 6-7 niemieckich żołnierzy Luftwaffe, uzbrojonych w mpi., drugi również uzbrojonymi w mpi. 5 wojskowymi żandarmami (Feldgandamerie). Osłonę akcji, naprzeciw restauracji, po drugiej stronie ulicy, stanowili: A. Bielnicki „Selim” i J. Krauze „Gryf”, stojąc w wejściu do klatki 2-piętrowej kamienicy. Tak duża liczba żołnierzy niemieckich z olbrzymią przewagą uzbrojenia gotowego do natychmiastowego użycia (wszyscy Niemcy posiadali pistolety zawieszone na piersiach), przy niewielkiej odległości od miejsca zaplanowanej akcji, była krańcowo groźna dla wykonawców wyroku.

Założeniem akcji było, że „Kciuk” wejdzie pierwszy do restauracji, podejdzie do znajdującego się obok drzwi wejściowych bufetu i zamówi piwo dokonując jednocześnie przeglądu restauracji dla zlokalizowania Metzy. Kilkadziesiąt sekund później do restauracji miał wejść „Antoniak”, co miało być sygnałem do rozpoczęcia akcji przez „Kciuka”. Przebieg wydarzeń był jednak inny. „Kciuk” po wejściu do lokalu nie zdążył nawet zamówić piwa, gdyż na widok wchodzącego, Metza siedzący przy stoliku w towarzystwie tajniaków Kripo – Wadycha i Kury, podniósł się z krzesła sięgając do kieszeni po broń. „Kciuk” okazał się szybszy. Wyrwał zza paska swojego Visa i oddał 3 strzały do Metzy. Ten, trafiony, osunął się martwy na podłogę. W tym właśnie momencie do restauracji wchodził „Antoniak”, ubrany w mundur kolejarza, z bardzo ubrudzoną sadzami twarzą, bowiem do akcji został odwołany z pracy w parowozowni PKP. Taki wygląd pozorował przypadkowość jego obecności w lokalu.

„Kciuk” po oddaniu strzałów wybiegł z restauracji, a mijając w drzwiach „Antoniaka” krzyknął, aby też uciekał. Wybiegając, skierował się w przyjście między budynkiem restauracji a sąsiednim budynkiem. Tam na podwórzu natknął się na obydwu tajniaków, którzy przez kuchnię restauracji uciekli na to samo podwórze. Na widok biegnącego „Kciuka” unieśli ręce do góry, gdy ten jeszcze z pistoletem w ręku przebiegał obok nich, znikając między zabudowaniami.

Tymczasem „Antoniak”, niejako siłą bezwładności, wszedł do restauracji, a widząc leżącego na podłodze Metzę zawrócił. W drzwiach jednak został zatrzymany pistoletem skierowanym w jego pierś przez żołnierza Luftwaffe, który pierwszy dobiegł do restauracji. Za nim biegła cała grupa Niemców zaalarmowana strzałami. Odruchowo, pod groźbą pistoletu, „Antoniak” podniósł ręce do góry, a uniesiona ręka wskazywała nerwowo wnętrze lokalu, jakby chciał tym ruchem wyrazić, że zdarzyło się tam właśnie coś niedobrego, z czym on sam nie ma nic wspólnego. Zmylony tym ruchem żołnierz, nie podejrzewając niczego w zatrzymanej przypadkowo osobie kolejarza, wyglądem przypominającego kogoś niemal przed chwilą oderwanego od ciężkiej pracy maszynisty PKP, odskoczył, wbiegając do wnętrza lokalu z wyciągniętym pistoletem, którym przed chwilą zagrodził drogę „Antoniakowi”. Biegnący za nim żołnierze również ominęli wychodzącego „Antoniaka”, który natychmiast oddalił się ul. Piłsudskiego w stronę ubezpieczającego akcję „Grzmota”.

Cała akcja trwała zaledwie 2-3 minuty, może nawet mniej. Gdyby trwała sekundy dłużej, mogłaby zakończyć się tragicznie dla wykonawców wyroku. W pół godziny po akcji wszyscy jej uczestnicy zjawili się pojedynczo na punkt zborny dla zdania broni i złożenia raportu.
Zdobywanie funduszy w „Hasagu”

Inną akcją „Kciuka” było zdobycie jesienią 1944 r. pieniędzy z Konsumu firmy „Hasag”, prowadzonego przez przedsiębiorstwo handlowe „Meinl”, pochodzące z Wiednia. Przed wojną był to w Wiedniu mały sklepik spożywczy, w którym głodujący w latach 1908-1910 Hitler zaopatrywał się zazwyczaj za bezzwrotny kredyt. Teraz, jako zwycięski kanclerz Niemiec, chcąc wynagrodzić udzielaną mu przed laty pomoc, wydał firmie „Meinl” koncesję na prowadzenie konsumów na terenie Gen. Guberni wyłącznie dla Niemców i Volksdeutschów. Konsumy takie powstały podczas wojny także w innych ośrodkach dawnego polskiego przemysłu zbrojeniowego – w Starachowicach, Ostrowcu, Stalowej Woli i innych. Ciekawy jest fakt, iż obecnie od ok. 2 lat, w tych samych miastach, wzbogacona podczas wojny firma „Meinl”, organizuje duże „markety”, tym razem dla ludności miejscowej, niszcząc tam drobny polski handel.

Konsum firmy „Hasag” mieścił się w zajętym na ten cel budynku szkoły powszechnej (Niemcy likwidowali Polakom nawet szkoły podstawowe) na terenie osiedla mieszkaniowego pracowników dawnej Fabryki Amunicji. Przebieg akcji zdobywania pieniędzy relacjonuje sam Matejszczak „Kciuk”. „Z rozkazu organizacji załatwialiśmy ten konsum w trzech chłopców. Na akcję pojechaliśmy rowerami ubrani w kombinezony upodabniające nas do pracowników firmy, z koszykami w rękach. Rowery zostawiliśmy na poboczu i śmiało przez główne drzwi weszliśmy obok stojącego niemieckiego wartownika. Po schodach dostaliśmy się na piętro, gdzie mieściły się biura i centralna kasa. Tam napotykamy Niemca, kierownika konsumu, który zapytuje nas, dokąd idziemy. Odpowiadam łamiąc język niemiecki, że pobieramy na dole prowiant dla stołówki, ale tam nie mają drobnych pieniędzy, aby wydać reszty z banknotu 500-złotowego, a my też nie posiadamy drobniejszych pieniędzy. Skóra mi przy tym cierpnie, bo gdyby kazał pokazać banknot, zapewne musiałbym strzelać, gdyż takiego banknotu nie posiadałem. Za duży pieniądz jak na partyzancką kieszeń. Ale Niemiec grzecznie pokazuje kasę działu galanterii, mieszczącego się na tym samym piętrze, która powinna rozmienić ten banknot. W tej kasie też drobnych nie było, a kasjerka wyjaśnia, że właśnie zdała pieniądze do centralnej kasy. Idziemy więc do tej kasy, doskonale wiedząc, jak się poruszać, gdyż nasz wywiad rozpracował akcję w detalach.

Drzwi od kasy centralnej otwarte, w których widać, jak kasjer, Niemiec, liczy dzienny utarg i paczkuje banknoty. Wchodzę i silnie odsuwając go od tej roboty, nakazuję natychmiast kłaść się na podłogę. Teraz ładujemy pieniądze w nasze koszyki, co trwało parę minut. Wchodzącym w tym czasie do kasy także nakazuję kłaść się na podłodze obok kasjera. Zabraliśmy ponad 80 tysięcy złotych. Przed odejściem zabraniamy leżącym wszczynania alarmu przed upływem kilku minut. Wycofaliśmy się tą samą drogą, którą weszliśmy. Obok wartownika. Wskok na rowery i jazda na melinę.

Jeden z naszych ludzi, który pracował w konsumie relacjonował później, że niemiecki kierownik nie mógł wyjść z podziwu, „jak taki napad mógł się zdarzyć? Na wygląd taki porządny człowiek, a bandit.”

Pieniądze z kas kolejowych
A inna akcja z udziałem Matejszczaka, niemal jak z westernowskiego filmu, została przeprowadzona 9 czerwca 1944 r. Jeżdżąc pociągiem na trasie Skarżysko-Sandomierz, członkowie Plutonu Specjalnego zwrócili uwagę na sposób odbioru pieniędzy z kas kolejowych na poszczególnych stacjach przez jadącego w wagonie pocztowym niemieckiego urzędnika. Zdecydowano zarekwirować utarg z kas kolejowych na jednej ze stacji. Wybór padł na Jakubowice, jako najdogodniejszej dla takiej akcji, względnie odległej od Skarżyska, ze znaczną sumą nagromadzonych już w pociągu pieniędzy, a poza tym na stacji nie obsadzonej przez niemiecką ochronę (żandarmów i Bahnschutzów), co było o tyle ważne, że żadna poważniejsza walka z wojskiem i żandarmami nie mogła wchodzić w rachubę, gdyż bliskość frontu powodowała w pociągach przejazd dużej liczby żołnierzy niemieckich. Działać należało błyskawicznie.

W akcji uczestniczyło 6 członków Plutonu Specjalnego. Dowódcą akcji był Witold Połcik „Grzmot”, jego z-cą był T. Matejszczak „Kciuk”, uczestnikami ponadto – R. Piątkowski „Ronald”, K. Miernik „Borsuk”, J. Kotlęga „Błyskawica” i S. Kochanek „Antoniak”. Cała grupa wyjechała wcześniejszym pociągiem do Jakubowic. Na przystanku w Jasicach, bezpośrednim przed Jakubowicami, wysiedli „Błyskawica” i „Antoniak” ubrani w mundury kolejowe, a przy tym byli to doświadczeni pracownicy PKP. Mieli oni z Jasic relacjonować do Jakubowic, jak przedstawia się obsada niemieckimi pasażerami pociągu wytypowanego do akcji.

Pozostali członkowie grupy dojeżdżają do Jakubowic i opanowują dworzec kolejowy. Najpierw zajmują punkt pocztowy na dworcu, zamykając w piwnicy 2 jego pracowników. Konspiratorzy przebierają się w zabrane pocztowcom mundury i wbiegają do pomieszczeń dyżurnego ruchu, któremu zabierają insygnia w postaci czerwonej czapki i „lizaka”, również zamykając go w piwnicy z pocztowcami.

Niebawem telefon z przystanku w Jasicach awizuje głosem „Antoniaka” odejście pociągu osobowego w kierunku Jakubowic z dodatkową informacją, że dwa wagony „nur fuer Deutsche” są pełne żołnierzy, a ok. 12 żandarmów rewiduje Polaków w pozostałych wagonach. Po chwili wjeżdża na stację w Jakubowicach zapowiedziany pociąg. Peron zapełnia się wysiadającymi pasażerami, niemal wyłącznie robotnikami z fabryk w Starachowicach, Ostrowcu i Ćmielowie.
„Błyskawica” i „Antoniak”, którzy przyjechali też tym pociągiem, przechodzą do lokomotywy i wspinając się do niej po stopniach terroryzują pistoletami polską obsługę. Po chwili kciuk2„Błyskawica” zbiega na ziemię, wchodzi pod złącza pociągu, aby odczepić od składu wagonów pasażerskich lokomotywę z wagonami bagażowym i pocztowym. Dla tej czynności lokomotywa musi się nieco cofnąć w celu poluzowania napiętych złącz. Wykonuje to maszynista sterroryzowany pistoletem „Antoniaka”. Po odczepieniu wagonów „Błyskawica” ponownie wskazuje do lokomotywy, sypie węgiel pod kocioł zwiększając maksymalnie ciśnienie pary.

W tym czasie „Borsuk” w mundurze pocztowca wrzuca do wagonu bagażowego paczki, przygotowane do wysyłki tym właśnie pociągiem, tak jakby to była normalna jego obsługa. Paczki te przyjmuje kierownik pociągu, Niemiec, dokładnie sprawdzając ich zgodność z wręczoną mu listą, nie zauważając przy tym nic niepokojącego. „Kciuk” i „Grzmot” wskakują do pociągu pocztowego, terroryzując w nim 2-osobową obsługę – Niemca i pomocnika, Polaka. Uprzedzony o akcji polski pomocnik podnosi natychmiast ręce w górę, ale wielki wzrostem Niemiec rzuca się na drobnego, stojącego przed nim „Kciuka”. „Grzmot” decyduje się na strzał, po którym Niemiec wali się na podłogę wagonu. Z jego kieszeni „Kciuk” wyciąga jeszcze pistolet. Obawiając się, że wystrzał może zaalarmować Niemców w wagonach, obydwaj ustawiają się w drzwiach wagonu z bronią gotową do odparcia ewentualnego ataku. Jednak w panującym jeszcze na dworcu kolejowym ruchu na odgłos strzału nikt nie zwrócił uwagi.

Pełniący na peronie rolę dyżurnego ruchu w czerwonej czapce „Ronald” obserwował całość akcji. A w chwili, gdy do niego przybiegli z pretensjami: „Co się tu właściwie dzieje?” – wyrzucony właśnie przez „Borsuka” z wagonu bagażowego niemiecki kierownik pociągu oraz z lokomotywy polski maszynista i jego pomocnik – „dyżurny ruchu” widząc ruszającą z miejsca lokomotywę z dwoma wagonami, bagażowym i pocztowym, pozostawia zaskoczonych na peronie, sam wskakując do odjeżdżającego składu.

Teraz dopiero Niemcy orientują się o napadzie i zaczynają strzelać za uchodzącymi wagonami. Biegną do dyżurki by telefonicznie powiadomić o tym następną stację, ale wszystkie telefony zostały przez „dyżurnego ruchu”, „Ronalda” uszkodzone. Informacja taka byłaby jednak bez znaczenia, ponieważ kilka kilometrów za stacją, w umówionym wcześniej miejscu, czekały na chłopców z Plutonu Specjalnego furmanki. Tam zatrzymali parowóz z wagonami. Łup z wagonu pocztowego wynosił ponad 170 tysięcy złotych, poważnie zasilając finansowe potrzeby skarżyskiej „Morwy”. Niejako przy okazji zniszczono w wagonie bagażowym kilkanaście skrzyń aparatury radiowej i telefonicznej przeznaczonej dla frontowego wojska.

Powojenne aresztowania i szykany

Kończyła się wojna z niemieckim okupantem. Tadeusz Matejszczak otrzymał awans na stopień sierżanta Armii Krajowej. 18 stycznia 1945 roku do Skarżyska wkroczyły wojska radzieckie, a z nimi nowa, wroga Polsce okupacja. Kilka tygodni później w mieście i okolicach organa służby Urzędu Bezpieczeństwa rozpoczęły nagonkę na najbardziej aktywnych żołnierzy, partyzantów i konspiratorów Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, tak licznych na tym terenie. Wspaniałych, pełnych poświęcenia bohaterów w walce z Niemcami zmieniono w ściganą zwierzynę. Wielu opuściło miasto, uciekając przed represjami, wielu aresztowano, wielu wysłano w głąb Rosji, wielu zamordowano na miejscu.

W kwietniu 1945 roku aresztowano w Skarżysku Tadeusza Matejszczaka „Kciuka”, którego po krótkim śledztwie wypuszczono z warunkiem nadzoru policyjnego. W tym samym czasie został aresztowany i skazany na wieloletnie więzienie ostatni dowódca Plutonu Specjalnego, Witold Połcik „Grzmot”. Jego zastępca, Tadeusz Matejszczak, nie mogąc się spodziewać niczego lepszego, aby uwolnić się od policyjnego nadzoru, wyjeżdża na Wybrzeże. Jednak w czerwcu 1945 roku zostaje w Sopocie ponownie aresztowany i osądzony w Gdańsku na karę 4 lat więzienia. Na mocy amnestii zwolniono Tadeusza z więzienia w marcu 1947 roku. Powraca do Skarżyska z zamiarem ukończenia Szkoły Technicznej w Radomiu.

Szykany władz wobec niego trwały jednak nadal. Zabroniono mu powrotu do Szkoły. Dopiero na wieczorowych kursach ukończył w 1948 r. Technikum Mechaniczne. Jako były aktywny żołnierz AK nie mógł otrzymać na terenie Skarżyska żadnej pracy. Wreszcie w 1949 r. został zatrudniony w nowopowstającej Fabryce Samochodów Ciężarowych w Starachowicach, która intensywnie poszukiwała pracowników z wykształceniem technicznym. W fabryce tej pracował aż do emerytury, którą uzyskał w 1983 r.

Akty uznania

kciuk3Za swoją działalność wojenną w szeregach ZWZ i AK, jak i powojenną, Tadeusz Matejszczak został wielokrotnie odznaczony, ale dokumenty dla niego najważniejsze – wniosek o nadanie zaszczytnego Krzyża Virtuti Militari za akcję na Leo Metza – „zaginęły” w okresie początkowej PRL.

15 sierpnia 1946 r. Tadeusz otrzymał „Medal Wojska” nadany mu w Londynie. W kraju zaś dopiero w roku 1959 otrzymuje Krzyż Walecznych. Po raz drugi otrzymał Krzyż Walecznych w 1990 roku, nadany mu w Londynie przez Prezydenta Kaczorowskiego. W roku 1975 przyznano Tadeuszowi Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski. Dwukrotnie został również odznaczony Krzyżem Partyzanckim – po raz pierwszy 1961 roku w Londynie, następnie w roku 1996 w Warszawie. W tym samym 1996 r. przyznano mu Krzyż Armii Krajowej. W roku 1985 otrzymał odznakę „Za Zasługi dla Kielecczyzny”. Równocześnie z odznaczeniami Tadeusz zostaje nominowany na kolejne stopnie oficerskie. Ostatnią nominację na kapitana otrzymał w 1999 r.

Pośród wielu prac i obowiązków społecznych, których podjął się Tadeusz, bodaj najbardziej aktywnie pracuje do dnia dzisiejszego w Harcerstwie. Za pracę tę otrzymał w 1987 r. „Krzyż Zasługi dla ZHP” oraz „Rozetę z Mieczami” do Krzyża Zasługi. Matejszczak także aktywnie pracuje w kołach kombatanckich Skarżyska. Jest obywatelem tego miasta otaczanym wielkim szacunkiem i społeczną wdzięcznością za bohaterską działalność konspiracyjną czasu wojny, patriotyzm i postawę człowieka bez reszty oddanego sprawie Ojczyzny.

kciuk4

1) Firma „Hasag” – Hugo Schneider A. G. była niemieckim przedsiębiorstwem z Lipska, które po wkroczeniu administracji okupacyjnej na ziemie Polski przejęło w zarząd Fabrykę Amunicji w Skarżysku.

5 komentarzy do “Kpt. Tadeusz Matejszczak ps. „Kciuk”

  1. Nasiołkowski

    Bielnicki i Krauze nie brali udziału w tej akcji. Jest to fałszerstwo historyczne popełnione przez Jerzego Krauze. Zresztą nie pierwsze. Ta wersja została stworzona dopiero po śmierci Pana Tadeusza Matejszczaka. Wcześniej Pan Krauze nie śmiał opowiadać takich megalomańskich bajek.

    Odpowiedz
    1. Jerzy Krauze

      Mój udział w akcji na Leo Metzę potwierdza „Oświadczenie świadka” z 15.12.1974 r., dowódcy tej akcji Witolda Połcika ( także dowódcy Plutonu specjalnego podobw. „Morwa”) – znajduje się w Archiwum Zw. Kombatantów w W-wie. Powyższy artykuł o kpt. Tadeuszu Matejszczaku „Kciuku” mojego autorstwa publikowany w No 32 Zeszytów Kombatanckich z czerwca 2002 r., do którego wiele szczegółów otrzymałem bezpośrednio od Tadeusza. Znałem go kilka lat przed wojną. Mam wspólną fotografię z obozu harcerskiego w Kunowie z roku 1937. Tadeusz zmarł w Skarżysku 18 września 2008 roku, tj. 6 lat po ukazaniu się mojego o nim artykułu. P. Nasiołkowski może odczepisz się od mojej osoby i moich artykułów z okresu wojny, z których wiele ukazało się w Zesz. Komb., w których ok. 8 lat byłem z-cą Red. Naczelnego. Sam nie masz bladej wyobraźni o tych czasach, urodziłeś się wiele lat po wojnie. [cenzura] Z taką znajomością realiów napisałeś „Bombową reedukacje”, książkę o wojnie, zawierającą bombową piramidę bzdur – teorię o 17 zamachu na Hitlera, powstałej w wyobraźni autora. Ostatni rozdział zatytułowany
      „Porozmawiajmy o szczegółach” adresował osobiście do mojej osoby, który roi się od kłamliwych
      pomówień i insynuacji. Podjąłem jednak „rozmowę” wskazując tylko na część bzdur Piotra Nasiołkowskiego (dla wielu innych brakło mi cierpliwości – trudno komentować z twierdzeniami chorej wyobraźni). „Rozmowę” opublikowałem w „Tygodniku Skarżyskim” i internecie.
      Interlokutor nie podjął dalszej rozmowy, ale podejmuje – jak powyższe – „podgryzania”, przypominając szczekania ratlerka.

      Odpowiedz
  2. Nasiołkowski

    Proszę Państwa o zwrócenie uwagi na to, jak plącze się w swoich „zeznaniach” Pan Krauze. Jeżeli znał się z Panem Matejszczakiem jeszcze od czasów przedwojennych pozostaje postawić pytanie; dlaczego to Pan Matejszczak nie był tym, który potwierdził udział Pana Krauze w zamachu na Leo Metza? Co więcej; Pan Matejszczak wymienił w swojej relacji wszystkich uczestników akcji, ale wśród nich nie ma Pana Krauze. Z tego, ze Pan Krauze przed wojna był na obozie harcerskim w Kunowie nie wynika przecież, ze brał także udział w zamachu na Leo Metza!. Brutalna wymowa logicznych wniosków wyciągniętych z faktów znanych i do tego podanych przez samego Pana Krauze! Następną brutalną dla Pana Krauze okolicznością jest nieistnienie – w momencie zamachu – dwupiętrowej kamienicy z bramą, naprzeciw restauracji Gellera. Pan Krauze nie mógł zatem stać (jak sam podaje) w bramie nieistniejącej kamienicy! Pamiętam, że pół wieku temu, tak kamienica pachniała świeżością. Była stosunkowo nowa, gdyż została postawiona w latach pięćdziesiątych ub. stulecia na miejscu domu zburzonego podczas niemieckiego nalotu we wrześniu 1939 roku. Posiadam fotograficzne udokumentowania moich słów. W kontekście powyższego nie sposób jest oprzeć się wrażeniu, że swoją pozycją w redakcji Zeszytów Kombatanckich Pan Krauze wykorzystywał do tworzenia swojej z natury rzeczy fałszywej, kombatanckiej legendy. Fakt, że urodziłem się po wojnie nie odbiera mi prawa do badania historii i dzielenia się wynikami tych badań z czytelnikami. Nie przesadza o braku mojej wiedzy o tamtych czasach. jakkolwiek nie żyłem w czasach wojennych to jednak wiem, iż Wellington był samolotem brytyjskim a nie amerykańskim. Wiem także w jakim przedziale czasowym zamykało się trwanie Bitwy o Anglię. A jak wynika z utrwalonych pismem wypowiedzi Pana Krauze – ich autor tego nie wie, choć żył w czasie wojennym. Żadna wypowiedź, żadna publikacja nie staje się bzdurną tylko dlatego, że jak raz – tak ją ocenił Pan Krauze posiadający znikomą wiedzę historyczną i potwornie duży ładunek negatywnych emocji żywionych do mojej osoby za przyczyną opublikowania przeze mnie tekstu „Porozmawiajmy o szczegółach” bezwzględnie wskazujących na fakt uprawiania przez Pana Krauzę historycznego grafomaństwa.. Dążąc do tego, żeby tekst ten nie został rozpowszechniony, Pan Krauze posunął się do opublikowania komentarza do książki „Bombowa reedukacja”. mającego w intencji autora odstraszyć czytelników, żeby czytelnicy nie zapoznali się z dyletanctwem historycznym Pana Krauze. Czy książka moja jest stekiem bzdur 9 jak ja Pan Krauze przedstawia) czytelnicy mogą się przekonać osobiście wrzucając w google hasło – „TSK24 spotkania z historią” . Zarazem w kontekście tej lektury – zalecam czytelnikom przeczytanie komentarza opublikowanego na ten temat przez Pana Krauze. Wyrobicie sobie Państwo samodzielnie pogląd odnośnie osobowości tego człowieka. Także w tym samym miejscu będziecie Państwo mieli możność zapoznania się ze znanymi faktami oraz opartym na nich moim tokiem rozumowania, który doprowadził do sformułowania wyśmiewanej przez Pana Krauze hipotezy, że operacja „WHISKEY” była wspólna akcją sowiecko-brytyjską mająca na celu zgładzenie Adolfa Hitlera. Hipoteza ta oczywiście byłaby jedynie słuszną, gdyby sformułował ją… Pan Krauze. A tu wściekłość prowadząca do negacji. Temat pod nosem leżał i nie potrafiło się z nim nic zrobić, bo zwyczajnie brakowało wiedzy i umiejętności. Wszelkich umiejętności. Także językowych! Zaznaczam, ze nie piszę tych słów dla Pana Krauze, tylko dla czytelników, by nie pozwolili sobą manipulować. Nie podejmuję rozmowy z Panem Krauze z tej przyczyny, ze my adwokaci rozmawiamy z ludźmi wtedy, gdy przyjemność nam to sprawia, lub tez interes w takiej rozmowie mamy. Rozmowa z kimś, kto dając dowód braku minimum kultury osobistej używa słów niecenzuralnych i dlatego przez cenzurę wykreślonych oraz nie będąc do tego w żaden sposób upoważniony – zwraca się do mnie publicznie per „ty”, a także w tekście swojego autorstwa posługuje się tonem takim jako czyni to Pan Krauze – nie może być przyjemnością dla żadnego inteligenta. Nie jest także dla nikogo interesem żadnym. Na zakończenie rzeknę, że ratlerek jest pinczerem wyhodowanym do zwalczania szczurów. Spolonizowana nazwa pieska pochodzi ze zbitki dwóch niemieckich słów ” die Ratte” – szczur i „leer” – co oznacza pusty. Ponadto, w domu mojego dziadka, ratlerek pełnił rolę doskonałego budzika budzącego śpiącego boksera! Zapraszam zatem Państwa do porównawczej lektury tego, co napisał Pan Krauze i tego co ja napisałem, a Pan Krauze starał się od czci i wiary nieudolnie odsądzić!

    Odpowiedz
  3. Michał Myśliński Autor wpisu

    Szczerze mówiąc nie rozumiem Pańskiego ataku na Pana Krauze. Kiedy zaczyna się Państwa spór historyczny? Z tego co ja wiem, zaczął się od książki Boombowa Reedukacja i od ostatniego rozdziału który nie wiadomo dlaczego poświęcony jest Panu Krauze. Nie chce rozstrzygać czy Pan Krauze gdzieś był czy go nie było, ale chętnie przeczytam co obie strony mają w tej sprawie do powiedzenia. Mogą sobie Panowie nawet nawzajem ubliżać (przynajmniej na tej stronie) ale proszę nie włączać w to osób trzecich. Co do samej obecności Pana Krauze to wyjaśniał mi on, że oddział został rozwiązany a Metza przebywał akurat w mieście i postanowiono szybko zorganizować akcje. Pan Krauze rzeczywiście nie został do niej przydzielony o czym mówił otwarcie. Idąc po mieście spotkał swoich kolegów, którzy poinformowali go że twa akurat akcja i poprosili go aby pomógł im w obstawie. Ponieważ Pan Matejszczak był już w barze, a po akcji wszyscy się rozbiegli to trudno aby mówił potem że Pan Krauze brał udział w tej akcji. To czy tak było czy nie pozostawiam Panu Nasiołkowskiemu i Panu Krauze. Musze jednak powiedzieć że bardziej wierzę Panu Krauze z kilku prostych powodów. Po pierwsze historii wole się uczyć od tych co ją przeżyli, a nie od tych co ją piszą na nowo, ponieważ poznając realia czasów minionych lepiej to ocenić. Proszę tego nie traktować jako zarzut albo sugestie do niedochodzenia do prawdy. Nie mam na myśli jedynie Bombowej Reedukacji, ale na przykład też książkę Obłęd 44. Po drugie język Pana Nasiołkowskiego jest typowo adwokacki, a adwokaci mają to do siebie że przekonują innych to swoich racji ilością argumentów a nie ich jakością. To również nie zarzut, bo to cecha dobrego adwokata 🙂 ale może nie najlepszej osoby w sporach historycznych. Po trzecie szczegóły o które się Panowie czepiają są mało istotne. Czy to ważne jaki samolot strzelał może to był akurat bombowiec a może nie ktoś zapamiętał ze to był bombowiec to niech będzie bombowiec. Czy to ważne czy Pan Krauze brał udział w akcji skoro jego rola była i tak znikoma. Powinniśmy bronić swoich bohaterów z prostego powodu. Ponieważ każdy naród broni swoich bohaterów. Zadko który naród podchodzi do tego obiektywnie tylko gorę bierze interes i duma narodowa. My mamy taką tendencję do obiektywizmu, ale musimy uważać czy za tym obiektywizmem nie kryje się zmiana naszego myślenia i tam gdzie inni korzystają my tracimy. Nie możemy sobie pozwolić na dewaluowanie własnej historii bo potem może się okazać że to nie biedni Niemcy napadli na Polskę tylko naziści który budowali Polskie Obozy Koncentracyjne. Ze jedynie powstanie jakie było w Polsce to powstanie w Getcie. Ze żołnierzy w Katyniu mordowali nie Rosjanie ale bolszewicy. No i że Polska leży w Afryce 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.