Obwód Iłża „Konrad”
Placówka Tarłów
Okręg Radomsko- Kielecki
Zaczęło się we wrześniu 1939 r. Z terenów zajmowanych przez Niemców władze polskie starały się wycofać jak najwięcej ludzi na wschód, aby wzmocnić opór sił polskich na kolejnych liniach obronnych na Wiśle czy Bugu. Do ewakuowanych należeli kolejarze, bo chociaż PKP nie byty formalnie formacją zmilitaryzowaną to jednak stanowiły wyszkoloną służbę, mogącą mimo bombardowań zapewnić w miarę sprawną obsługę linii kolejowych. Wobec zablokowania dróg bitych uchodźcami była kolej żelazna najpewniejszym szlakiem transportowym walczącego kraju. Nie znano przecież ustaleń paktu Ribbentrop – Mołotow i planowanego rozbioru Polski. Wtargnięcie Armii Sowieckiej w granice Rzeczypospolitej mimo paktu o nieagresji z Sowietami zaskoczyło całkowicie stronę polską i uniemożliwiło obronę wobec dwóch najsilniejszych wówczas armii świata.
O ile od samego początku represje sowieckie skierowane były przeciw Korpusowi Ochrony Pogranicza (KOP), policji i administracji państwowej, o tyle wobec kolejarzy nie były one natychmiastowe i zdecydowane. Także władzom niemieckim zależało na odbudowie i zachowaniu sprawności PKĘ mających ustaloną renomę w Europie. Te tendencje, łączące „sprzymierzeńców”, czyli Niemcy hitlerowskie i Sowiety, spowodowały, że wielu kolejarzy, którzy znaleźli się na terenach wschodnich RĘ trafiło do specjalnej komisji powołanej w Kowlu i jako „bieżeńcy” uzyskało szansę powrotu na obszar tzw. Generalnej Guberni. Z tej możliwości udało się skorzystać również tym pracownikom polskiego Ministerstwa Komunikacji, którzy nie zdążyli ujść do Rumunii. Z ich właśnie szeregów inż. Jan Dybowski żebrał grono osób, które zaczęły rozpatrywać możliwości działania w zmienionych warunkach. Inż. Dybowski, dyrektor departamentu Ministerstwa Komunikacji, czuł się upoważniony do takich kroków, gdyż 17 września 1939 r. w Chełmie minister komunikacji Juliusz Ulrich tuż przed wyjazdem rządu do Rumunii powierzył mu prowadzenie agend rozpadającego się ministerstwa.
Koleje były organizacją jeśli nie paramilitarną, to zorganizowaną w sposób zdyscyplinowany. Pracowników cechowała charakterystyczna dla przedwojennego społeczeństwa postawa patriotyczna, dodatkowo zaś konsolidowała działalność dwóch organizacji, o których się niewiele mówi. Były to: Rodzina Kolejowa – stowarzyszenie społeczno – kulturalne i Kolejowe Przysposobienie Wojskowe – KPW. Organizacje te prowadziły szeroką akcję socjalną i szkoleniową, wydawały własne pisma i znacząco zespalały całe środowisko.
Natomiast praca konspiracyjna nie miała wśród kolejarzy większych tradycji. Choć, oczywiście, można było by wspomnieć akcję PPS pod Bezdanami w 1905 r., w której zdobyto ogromną kwotę rządowych rubli, czy rok 1920, kiedy to kolejarze rozkręcając tory między Białymstokiem a Warszawą uniemożliwili dotarcie artylerii i amunicji do sowieckiej armii Tuchaczewskiego (a w maju 1926 r. w podobny sposób nie dopuścili poznańskich Pułków do stolicy przeciw Marszałkowi Piłsudskiemu). Ale były to epizody nie na skalę walki totalnej, jaką zapoczątkowała II wojna światowa.
Należało więc rozpoczynać pracę konspiracyjną od podstaw ustalając nowe reguły działania. Pomysł, który podjęto, nie wzbudzał podejrzeń. 27 sierpnia 1940 r. zgodnie z zarządzeniem okupacyjnej Dyrekcji Kolei Wschodniej (Ostbahn) zaopatrzenie w węgiel Polskich Pracowników, emerytów i wdów po pracownikach dawnych PKP powierzono „Zaopatrzeniu Opalowemu Nieniemieckich Pracowników Kolei Wschodniej” (Brennstofversorgung der nicht – deutschen Bediensteten der Ostbahn) z centralnym zarządem w Warszawie i czterema okręgami terenowymi w czterech dystryktach. Rozplakatowane zarządzenie w tej sprawie (dwujęzyczne) podpisali inżynierowie Jan Dybowski i Karol Jurasz. O Dybowskim była już wcześniej mowa, ten drugi był w kolejnictwie nowym człowiekiem. Wychowany i wykształcony na Zachodzie, przybył przed wojną do Polski z misją amerykańskiego prezydenta Hoovera jako ekspert, zaprzyjaźnił się we Lwowie z patriotyczną rodziną Zacharewiczów, ożenił i został w kraju.
Tak więc Zaopatrzenie Opalowe miało oficjalnie prowadzić wśród Polaków związanych zawodowo z niemiecką koleją wschodnią dystrybucję opalu jako formę pomocy socjalnej. Okupant musiał ją tolerować, była ona bowiem kontynuacją pomocy przedwojennej. Ale tworząc to przedsiębiorstwo nadano mu taką strukturę organizacyjną, która pozwoliła je dość precyzyjnie włączyć w związek walki zbrojnej (ZWZ), a później w Armię Krajową i jej Kedyw. Do pracy wciągnięto tu wyszkolone przez KPW grono doświadczonych kolejarzy. Opracowana została strategia działań dywersyjnych dostosowanych do polskich warunków terenowych i umiejętności polskich kolejarzy.
Zaistniało bowiem niebezpieczeństwo rozwijania się na tym odcinku spontanicznych masowych akcji dywersyjnych mogących przynieść zbyt duże społeczne straty. Już np. 7 listopada l939 r. dokonany został pierwszy zamach na pociąg na jednotorowym szlaku Rudnik n/ Sanem – Łętownia. Doprowadzono świadomie do czołowego zderzenia dwóch pociągów, w wyniku czego zginęło 60 niemieckich żołnierzy. W 1940 r. kolejarz Jan Breza podczas służby na stacji Róg wypuścił pociąg towarowy naprzeciw transportu wojskowego zdążającego na front zachodni, co przyniosło dziesiątki zabitych i rannych. Takie przypadki zaczęły się mnożyć, a odpowiedzią na nie był terror niemiecki i zemsta według zasad odpowiedzialności zbiorowej.
Jeśli partyzantka „Majora Hubala”, a trzy lata później „Ponurego”, miała przeciwników ze względu na straty w rezultacie masowych represji odwetowych, to spontanicznie rodząca się „bitwa o szyny” wymagała tym bardziej przemyślanego działania. Najlepiej i najskuteczniej, z minimalnymi stratami, mogły realizować zamachy grupy składające się z ludzi przeszkolonych w Kolejowym Przysposobieniu Wojskowym, a funkcjonujące w ramach organizacji podziemnych. Tego właśnie zadania wobec Komendy Głównej ZWZ, a później AK podjęto się Zaopatrzenie Opalowe dla nieniemieckich pracowników Ostbahnu.
Obszar działania Zaopatrzenia Opałowego w Okręgu Radom pokrywał się z obszarem okręgu „Jodła”. Kierownikiem tego przedsiębiorstwa został bliski współpracownik inż. Jana Dybowskiego z dawnego Ministerstwa Komunikacji, inż. Jan Tatarowski o dwóch pseudonimach: „Poniatowski” i „Rafał”, szef Wydziału Sabotażu Kolejowego w komendzie Okręgu Radomsko – Kieleckiego AK. Był to mój ojciec. W książce „Jodła” Wojciecha Borzobohatego figuruje jako „Poniatowski”. Człowieka o tym nazwisku bezskutecznie poszukiwało radomskie Gestapo.
Mój ojciec Jan Tatarowski od dziecka był związany z Kielecczyzną. Urodzony w 1902 r. w Kielcach, do roku 1920 działał w POW i Związku Skautowym w Skarżysku – Kamiennej. Będąc hufcowym wstąpił ze swoimi druhami do ochotniczego 201 pułku piechoty, broniącego Warszawy w 1920r. Po demobilizacji ukończył radomską szkolę techniczną i rozpoczął pracę na kolei studiując zaocznie na politechnice we Lwowie. Doszedł do funkcji zastępcy naczelnika warsztatów kolejowych w Skarżysku. Stąd drogą kolejnych awansów przeszedł do Ministerstwa Komunikacji specjalizując się w zastosowaniu zasad naukowej organizacji pracy, co spożytkował tworząc z inżynierami Dybowskim i Juraszem „Zaopatrzenie Opałowe”. Było ono oparte na opracowanych przez niego zasadach i regulaminach organizacyjnych.
Akcje sabotażowe oparto na współpracy z kolejarzami i na łącznikach podległych strukturom wojskowym ZWZ i AK. Łącznicy posiadali legitymacje Zaopatrzenia, skutecznie chroniące ich posiadaczy jako „kriegswichtig” przed łapankami i przypadkowym zatrzymaniem. Współpracowano również z ochotnikami. Na przykład w listopadzie 1942 r. w jednej z akcji wysadzania pociągu pod Radomiem wzięła udział komendantka kobiecych oddziałów dywersyjnych „Dysk” – Wanda Gertz, postać o barwnym życiorysie. Jako 18-latka wstąpiła do I Brygady Legionów Józefa Pilsudskiego w męskim przebraniu pod nazwiskiem Kazimierz Żuchowicz, gdyż do formacji liniowych nie wolno było przyjmować kobiet.
Biuro Zaopatrzenia Opałowego w Radomiu mieściło się przy ul. Planty 1. Oficjalnie zajmowano się nie tylko rozdziałem węgla (brykietów) dla kolejarzy i ich rodzin, lecz również innymi formacjami opieki. W 1940 r. rozdano niewielkie sumy według uznania kierowników rejonowych potrzebującym i chorym byłym kolejarzom. W 1941 r. powstał Fundusz Zasiłkowy, który czerpał pieniądze na zapomogi z ubocznych zysków z rozdziału węgla i z datków pracujących kolejarzy. W marcu 1942 r. akcja zapomogowa została zabroniona przez Niemców ale już w 1943 r. powstała Kolejowa Opieka Społeczna przy Zaopatrzeniu Opałowym, zorganizowana przez Piotra Nowakowskiego, a czerpiąca środki ze składek pracowników kolei. Jej pracownicy, głównie kobiety, odwiedzali osoby chore, potrzebujące wsparcia, leków czy żywności.
Do tego dochodziła charytatywna działalność nieoficjalna, Przyjmowano, rozdawano i rozliczano pieniądze (oczywiście na tajnych listach wypłat) ze specjalnych funduszów płynących ze źródeł konspiracyjnych, z Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) i dobrowolnych świadczeń, m. in. od polskich przedsiębiorców wykonujących roboty budowlane dla Niemców, od kupców i właścicieli ziemskich. Była to „czarna kasa” w całym tego słowa znaczeniu. Pieniądze te wydawano także na cele organizacyjne Armii Krajowej, na dotacje dla osób „spalonych” i ukrywających się oraz ich rodzin.
Dodatkowo prowadzono kuchnię dla ubogich i kolonie letnie dla dzieci i przedszkola dla dzieci kolejarzy.
Oto rozmiary oficjalnej akcji na podstawie pozostałych po ojcu notatek:
- doraźna pomoc {1940-41)
- 108 zapomóg na sumę 28.750 zł
- fundusz zasiłkowy ze składek dowolnych (1940-42 r.)
- 1.064 zapomóg na sumę 172.769 zł
- Kolejowa Opieka Społ.(1943-45 r.}
- 2.502 zapomóg na sumę 333.940zl
Ogółem wypłacono 3.674 zapomóg na sumę 535.459 zł w czasie, gdy płaca buchaltera w Ostbahnie wynosiła miesięcznie 300-400 zł, a kasjera 250-300zl. Tylko w 1944 r. z półkolonii urządzonych przez RGO skorzystało 58 dzieci z Radomia, 65 ze Skarżyska i 30 dzieci z Kielc, na co wydano 28.000 zł .
Jeśli chodzi o działania sabotażowo – dywersyjne na Ostbahnie, to powodowały one nie tylko straty materialne, ale przede wszystkim chaos w gospodarce okupanta i osłabiały jego potencjał wojenny. Były poza tym wobec kraju i zagranicy potwierdzeniem hasla, że „Kraj walczy”.
Cały czas chodziło oto, aby obierać takie formy sabotażu, które nie dostarczą okupantowi pretekstu do odwetu. Zwłaszcza, że Ostbahn była inwigilowana, szczególnie po uderzeniu na Sowiety, a każda „wpadka” kończyła się tragicznie.
W okręgu „Jodła” akcję dywersyjną rozpoczęto w miesiącach czerwcu-lipcu 1941 r.
Podczas nakazanego umieszczania na wagonach napisów propagandowych ,,Roder mussen rollen fur den Sieg” (koła muszą się toczyć ku zwycięstwu) zmieniano po cichu numery wagonów. Przy odnawianiu napisów na cysternach mieszano cysterny pełne i próżne. Podobnie cysterny do przewozu nafty lub oleju otrzymywały numery oznaczające przewóz benzyny i odwrotnie. Równocześnie zmieniało się numerację w wykazach i dokumentach przewozowych, W rezultacie cysterny z benzyną dla stacji przyfrontowych wędrowały w głąb kraju jako puste albo wracały do stacji nadania, natomiast cysterny próżne trafiały na bliskie zaplecze frontu.
A oto akcje dokonane w 1943 r. w Okręgu „Jodła” według zapisków mojego ojca:
8 stycznia 1943 r. – zniszczenie urządzeń stacyjnych w Białaczowie,
31 stycznia- zamach na pociąg towarowy k/Białaczowa,
7 lutego- zderzenie pociągu pospiesznego z transportem wojskowym na stacji Zagnańsk,
7 lutego- wykolejenie pociągów towarowych między Skarżyskiem a Kielcami,
14 lutego- zamach na pociąg urlopowy między Ćmielowem a Bodzechowem,
3 czerwca- zamach na pociąg wojskowy między Pionkami a Garbatką,
6 czerwca- zamach na towarowy między Końskimi a Czarniecką Górą,
16 czerwca- zamach na pociąg wojskowy między Kunowem a Ostrowcem,
30 czerwca- zamach (kierowany osobiście przez „Rafała”) na pociąg pośpieszny pod Gołębiem,
3 lipca – zamach na pociąg wojskowy pod Łęczycą,
6 lipca – zamach na pociąg z czołgami pod Zagnańskiem,
10 sierpnia – zniszczenie mostu kolejowego pod Łączną,
14 sierpnia – zamach na pociąg wojskowy pod Kunowem,
18 sierpnia – wykolejenie pociągu towarowego na st. Kunów-Miasto,
19 września – zamach na pociąg amunicyjny k/Zajezierza,
23 września – wykolejenie pociągu towarowego między Garbatką a Bąkowcem,
4 października – zamach na pociąg z benzyną pod Ćmielowem,
23 października – zamach na pociąg wojskowy między Garbatką a Bąkowcem,
12 listopada – zniszczenie urządzeń stacyjnych w Stykowie,
20 grudnia – zamach na pociąg urlopowy w Tunelu.
To tylko rok 1943. Najważniejsze, że akcje te nie pociągnęły za sobą działań odwetowych ze strony Niemców.
Zupełnie szczególny charakter miała pominięta w powyższym zestawieniu akcja dokonana 12 sierpnia 1943 r. W tym dniu grupa warszawskiego Kedywu brawurowo zdobyła na ulicy Senatorskiej przy placu Zamkowym znaczną kwotę 106 milionów złotych(nie licząc marek). Niemcy ogłosili, że pieniądze są oznakowane (choć mogło to być blefem), wobec czego z błyskawiczną pomocą pośpieszyli kolejarze. Nie wiem, czy wszystkie okręgi AK były tu czynne, ale „Jodła” – tak. W ciągu jednego (!) dnia rozprowadzono przez kasy kolejowe i kasy Zaopatrzenia Opałowego na obszarze Okręgu Radomsko-Kieleckiego całą przekazaną z Warszawy sumę, wymieniając „znakowane”, niepewne pieniądze na inne banknoty obiegowe będące w posiadaniu kas (wpływy za bilety i fracht, wypłaty dla niemieckich firm itp.). Mimo horrendalnie wysokiej nagrody 5 milionów zł nikt nie doniósł o tej dobrze zorganizowanej akcji. Jak silne było przekonanie o jakimś oznakowaniu banknotów wiem, bo do dzisiaj przechowuję po ojcu ,,młynarkę” z tego transportu, której nie wolno było wydawać z obawy przed dekonspiracją.
Rok 1944 przyniósł zmiany. Odszedł ze stanowiska komendanta Okręgu Radomsko- Kieleckiego AK płk Stanisław Dworzak „Daniel”, którego „Rafał” znał sprzed wojny i z którym bardzo dobrze mu się współpracowało. Ojciec mówił mi, że nie mógłby tego samego powiedzieć o płk Wojciechu Borzobohatym „Wojanie”, który przez kilka miesięcy zastępował „Daniela”. Zmieniła się także atmosfera polityczna. Wiem od ojca, że w końcu stycznia 1944 r. doszło w radomskim okręgu Zaopatrzenia Opalowego do spotkania z płk Kazimierzem Iranek-Osmeckim z Warszawy i jeszcze jedną osobistością (nazwiska nie zapamiętałem), znaną ojcu z wojny 1920 r., ze służby w 201pułku ochotniczym. Nastrój spotkania był pesymistyczny. Konferencja teherańska, na którą nie zaproszono żadnego przedstawiciela rządu RP, powołanie Związku Patriotów Polskich w Moskwie i armii Berlinga stawiały pod znakiem zapytania obowiązek ponoszenia coraz większych ofiar na rzecz wątpliwych sojuszników. Sabotaż kolejowy wyhamowano więc, kładąc nacisk na zamachy na pociągi urlopowe i na odbijanie transportów więźniów do obozów koncentracyjnych. Np. kilka wagonów warszawian wywożonych do Auschwitz po Powstaniu skierowano na ślepą bocznicę budowanych zakładów kolejowych w Podkanowie k/Radomia, skąd rozeszli się spokojnie, bo nikt ich tam nie potrzebował.
Natomiast nasilono finansowaną nieoficjalnie z Zaopatrzenia Opalowego pomoc osobom „spalonym” i uciekinierom. Fundusz na ten cel udało się powiększyć wielokrotnie.
Zasób notatek i zapisków mojego ojca na temat funkcjonowania tego przedsiębiorstwa w 1944 r. jest, niestety, w porównaniu z jego dokumentacją w 1942 r., a zwłaszcza w 1943 r. bardzo szczupły i lakoniczny. Nie mogę więc dać szczegółowego wykazu wszystkich akcji i kierunków działania w tym okresie.
Podsumowując chciałbym jeszcze podkreślić, że Radomski Okręg Zaopatrzenia Opałowego, będąc jednym z pięciu w Generalnej Guberni obok krakowskiego, warszawskiego, lubelskiego i lwowskiego, przejawiał ogólnie bodaj największą aktywność. Skład osobowy oficjalnie w nim zatrudnionych był niewielki, ale jego sprawność opierała się na wojskowej organizacji, Nie wszyscy pracownicy etatowi brali czynny udział w akcjach sabotażowo – dywersyjnych, Większość była zwykłymi urzędnikami, rozprowadzającymi przydziały węgla i organizującymi opiekę społeczną. Natomiast organizacją i realizacją akcji sabotażowo – dywersyjnej oraz wywiadem dotyczącym ruchu na kolei zajmowały się struktury wojskowe Armii Krajowej podlegle Wydziałowi Sabotażu Kolejowego w Komendzie Okręgu „Jodła”, I właśnie fakt, ze jedna osoba łączyła funkcje kierownika i Radomskiego Okręgu Zaopatrzenia Opalowego i Wydziału Sabotażu, sprawiał, że kolejarze mogli działać pod usankcjonowanym przez Niemców szyldem.
Likwidacja Radomskiego Okręgu Zaopatrzenia Opałowego nastąpiła w kwietniu 1945 r. Dokumentację przekazano Dyrekcji PKP w Lublinie, Ale przezornie nie przekazano, mimo ponagleń, wykazów i list osób pobierających w czasie okupacji zasiłki i dotacje lub korzystających nieoficjalnie z „czarnej kasy”. Pracownicy Zaopatrzenia Opałowego podjęli więc pracę w nowych warunkach nie ujawniając swojej działalności w latach 1940-1945. Dzięki temu, tak jak wcześniej szczęśliwie uniknięto uderzenia ze strony radomskiego Sipo (Gestapo), tak również nie dano po temu szansy Urzędowi Bezpieczeństwa PRL. Nie mając żadnych danych nie represjonował on nikogo ze współpracujących podczas wojny z Wydziałem Dywersji Kolejowej Okręgu AK „Jodła”.
I to chyba również należy zapisać na dobro „Poniatowskiego”.
Opracowanie redakcyjne na podstawie archiwum rodzinnego Tatarowskich