Odbicie więzienia w Radomiu przez oddziały poakowskie WIN

Jednym z wielu więzień o złej sławie w okresie powojennym, w którym więziono aresztowanych akowców, było więzienie w Radomiu. Dochodziły informacje o bestialskim obchodzeniu się z więźniami, w czym przodował naczelnik więzienia Hazemeier i por. UB Wacław Ziółek. Aresztowano i torturowano byłych uczestników walki z okupantem hitlerowskim bez powodów, jedynie dlatego, że należeli do konspiracyjnej organizacji Armii Krajowej. Trudno ustalić ile tysięcy synów miast i wsi przeszło przez te katownie, często nie wracali. Ich koledzy z dużym niepokojem przyjmowali wieści o złym traktowaniu więźniów, i poczuwali się do niesienia  pomocy i ulżenia doli więzionym.

PRZYGOTOWANIE

W zaistniałej sytuacji należało możliwie najszybciej przystąpić do działania. W maju 1945 roku powrócił, ukrywający się przed aresztowaniem dowódca oddziału partyzanckiego i dowodzący Kedywem w Inspektoracie AK Radom-Kozienice, por. Stefan Bembiński „Harnaś”. On podjął próbę przygotowania akcji przy pomocy swoich byłych żołnierzy-partyzantów. W porozumieniu z przełożonym Komendantem Inspektoratu AK Radom ppłk. Zygmuntem Żywockim („Wujek”, „Kostur”) na spotkaniu w mieszkaniu ks. kapelana Stanisława Sikorskiego „Jęka” w budynku przykościelnym na ulicy Rwańskiej, ustalili wstępny plan działania (ksiądz nie uczestniczył w naradzie, wyszedł z pokoju). W spotkaniu brał udział komendant podobwodu Szydłowiec Henryk Podkowiński „Ostrolot”, który zaoferował udział 25 ludzi. Jak ustalono, wraz z oddziałem NOW Adama Gomuły „Beja” siły do ataku na więzienie miały liczyć około 135 uzbrojonych ludzi.

Porucznik „Harnaś” obejmując dowodzenie akcją wyznaczył termin na niedzielę 9 września 1945 roku, godz. 2000. Podstawowym założeniem planu było wykonanie zadania przy jednoczesnym oszczędzeniu w walce nie tylko własnych żołnierzy, ale także przeciwnika. Nie wolno było bez powodu atakować siedzib wojska, milicji i ubowców. Zadanie główne to zdobyć więzienie i uwolnić wszystkich więźniów.

W nocy z 8 na 9 września w lasach na południu od Zalesia w rejonie wsi Podgórki, Stanisławów, Wilczna, małymi grupkami przybyli na koncentrację partyzanci od „Beja”, „Lota”, „Kudejara”, „Robaka” oraz drużyna osłonowa. Na odprawie w pobliskiej gajówce o godz. 900 por. „Harnaś” wyjawił cel zgrupowania i zadania dla poszczególnych pododdziałów. Wyznaczył 3 godziny na ustalenie szczegółów wykonania i zreferowanie wraz ze szkicami. O oznaczonej godzinie wieczorem zjeżdżały samochody załadowane uczestnikami wyprawy z lasu po wyboistej drodze do szosy Wierzbica-Radom, udając się do wyznaczonych miejsc.

PRZEBIEG AKCJI

Trudno zapomnieć te chwile. Dzień był pogodny, niedziela, czuło się wewnętrzne napięcie. Było to powtórzenie akcji odbicia więzienia w Kielcach, w której brałem udział 15 sierpnia 1945 roku. Moja grupa miała za zadanie rozpocząć działania od wewnątrz, punktualnie o godz. 2100. Natomiast główna grupa uderzeniowa pod dowództwem „Harnasia” i „Rena” miała wjechać pod więzienie samochodami. Każda grupa miała ściśle określone zadanie. Żeby mógł uderzyć oddział główny pod więzieniem trzeba było zabezpieczyć ulice dolotowe na plac pod więzieniem. Zrobiono to punktualnie o godz. 2100, ale grupa uderzeniowa miała kłopot, bo w momencie ataku otrzymała ogień z okna po stronie dojścia do drzwi więzienia. Ogień ten był jednak chaotyczny i nieskuteczny. Grupa uderzeniowa zdołała zdławić ogień granatem i ostrzelać okno, z którego padały strzały. Natomiast część grupy uderzeniowej, która miała za zadanie zabezpieczyć dojście do bramy głównej od ulicy Mikołaja Reja napotkała silny ogień z karabinów maszynowych prowadzony z bunkra naprzeciwko bramy. Był to bunkier poniemiecki obsadzony przez UB. W trakcie unieszkodliwiania bunkra zginął jeden nasz kolega o pseudonimie „Strzała”.

Moja grupa miała za zadanie nie dopuścić do wyjścia oddziału NKWD, który skoszarowany był w barakach poniemieckich, wzdłuż ulicy Mlecznej i od mostu wzdłuż rzeczki Mleczna. Koszary te były położone w odległości około 200-300 metrów od więzienia. Sowieci próbowali trzy razy wyjść na odsiecz załodze więzienia, ale otrzymali silny ogień i zrezygnowali. Słyszeliśmy tylko strzały wartowników – i słowa „Towariszcz komandir, bandity leziat czerez dorogu”. Przed uderzeniem na budynek więzienia trzy osoby z grupy uderzeniowej zabezpieczały ulice zbiegające się przy teatrze, zabezpieczając atak ze strony koszar wojska polskiego (na szczęście nie próbowali interweniować). Była jeszcze trzecia grupa nr 33 pod dowództwem „Beja”, która trzymała w szachu urząd bezpieczeństwa przy ulicy Tadeusza Kościuszki, gdzie koszarowała kompania KBW – „bejowców” było 18-tu, doskonale uzbrojonych – i w stu procentach spełnili swoje zadanie.

Grupa uderzeniowa po dotarciu w pobliże więziennej bramy wejściowej „gamonem” rozbiła stalową bramę i wtargnęła do środka. Obsługa więzienna wydała klucze, a nawet pomagała otwierać więzienne cele. Więźniowie z niektórych cel przy pomocy desek z rozbitych prycz wyważali drzwi i sami się oswobadzali. Ustawienie oswobodzonych w czwórki trwało dość długo. Na sygnał z rakietnicy kolumna na czele z por. „Harnasiem” ruszyła przez plac Jagielloński, dalej na ukos do ulicy Struga. Po dojściu do ulicy Spacerowej, uwolnionym przekazano informację, że są wolni i mogą schronić się po wsiach
u znajomych, byle tylko nie wracali do domów rodzinnych. Uczestników akcji niezwłocznie załadowano do samochodów, które odjechały na północ w rejon Gutowa i Jankowic. Tam rozeszliśmy się w terenie do swoich kwater. Otrzymaliśmy też rozkaz, aby ci którzy mieszkali w Radomiu dyskretnie udali się do swoich mieszkań.

EPOLOG

Cała akcja trwała 30 minut, a zaskoczenie było kompletne. Umożliwiła ona ucieczkę 300 więźniów, wśród których było 60-ciu akowców. Co ważne, nikt z nich nie był ponownie ujęty. Uczestniczyło w tej akcji ogółem 150 żołnierzy-partyzantów, a w garnizonie radomskim stacjonowało około 3000 funkcjonariuszy i żołnierzy oddziałów NKWD, UB, MO i KBW.

Nasze straty obejmowały dwóch kolegów: „Strzałę” zabitego podczas wyciszania bunkra na ulicy Reja oraz „Ostoję” Jasia Chrząstowskiego zastrzelonego obok domu, w którym mieszkał oficer UB – Żyd o nazwisku Den. Ubowiec ten serią z pistoletu maszynowego przestrzelił głowę przechodzącemu Jasiowi. Den nie mógł wiedzieć, że „Ostoja” był partyzantem – zobaczył przez okno 19-letniego chłopca więc go zabił. Ubowiec był znany w Radomiu, chełpił się nienawiścią do Polaków, naśladował oficerów SS, chodził w zielonym skórzanym płaszczu z psem wilczurem i pejczem.

Funkcjonariusz UB Den w grudniu 1945 roku podczas aresztowania przesłuchiwał mnie. Nosił duży złoty sygnet, miał zwyczaj bić pięścią w okolicy oczu i boleśnie kaleczył twarz. Co z nim się stało nie wiem. Nagle zniknął z Radomia.

„Ostoja” i „Strzała” byli moimi kolegami i przyjaciółmi, uczestnikami zmagań partyzanckich – CZEŚĆ ICH PAMIĘCI.

Podziękowanie.

Dziewiątego września tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku poakowskie zgrupowanie oddziałów partyzanckich liczące około 150 żołnierzy wjechało do Radomia,
w którym stacjonowały oddziały NKWD, UB i KBW – razem około 3000 funkcjonariuszy
i żołnierzy.
Zgrupowanie po krótkiej i gwałtownej walce zdobywając więzienie, uwolniło około trzystu żołnierzy podziemia.
Ku pamięci potomnych i dla podkreślenia wyjątkowej odwagi żołnierskiej przy wykonaniu tego bojowego zadania dowódca akcji mjr „Harnaś” składa

69ajpg

 

 

w ten sposób wyrazy uznania za służbę dla Polski.

69bjpg

 

 

Radom, dnia 09.09.1995 r.

70

6 komentarzy do “Odbicie więzienia w Radomiu przez oddziały poakowskie WIN

  1. Patriot pl

    Wspaniała akcja, więzi braterstwa żołnierzy AK znaczyły więcej niż własne życie. Codziennie modlę się za dusze tych wspaniałych Polaków.

    Odpowiedz
  2. stokrotka

    Dlaczego w Radomiu tak mało wiemy o tej wspaniałej akcji? Co się stało z ubekiemDenem.Czy wiadomo gdzie są pochowani dwaj bohaterscy partyzanci? Część i chwała Bohaterom!!! , Władze miasta powinny upamiętnić tą heroiczną akcję.

    Odpowiedz
  3. Ola

    Jakaś grupa odbitych lub partyzantów w nocy dotarła do wsi Ludwikow  z boku Gutowa i Jankowic i za piwnica gospodarstwa pożywiała się, odpoczęła i śpiewała szeptem piesni  patriotyczne . To moja mama opowiada do dziś  ze to było nie samiwite przeżycie strach i radość razem

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.